„Prawda Was wyzwoli”. Czasami zastanawiam się gdzie bym dziś była gdybym w pewnym momencie mojego życia nie spróbowała sięgnąć po prawdę. A w zasadzie nie – nawet nie próbuję się nad tym zastanawiać, zbyt dobrze wiem, że nie chcę wracać do chwil gdy tkwiłam w błędnym kole swoich przekonań o samej sobie i o innych. Uprzedzeń, wyroków które wydawałam myśląc, że (o zgrozo!) przecież ja wszystko wiem najlepiej. Kim jestem i jaka będzie moja przyszłość. Dlaczego tyle rzeczy w życiu mi nie wyszło i kto był temu winny. Na co zasłużyłam, a na co muszę jeszcze zapracować.
Ale udało mi się kilka razy z tego koła wyskoczyć.
Widzę w sobie jakąś zaszczepioną potrzebę prawdy. Błogosławioną potrzebę, tak o niej myślę. Bo mimo, że spojrzenie sobie w twarz w lustrze boli czasem niemiłosiernie, to patrzę. Chcę to widzieć. Bo przynosi to niezrozumiałą ulgę.
Nie raz doświadczyłam, że kłamstwa są dobre na chwilę. Dopóki nie zauważysz że stoisz po kolana w błocie i nie stwierdzisz, że w sumie to chyba nie była najlepsza droga. Ja kilka razy miałam tego błota po szyję.
Choć maski na mojej twarzy parzą, to ja i tak w kółko je zakładam. A potem z bólem zrywam mimo, że przecież już nie trzeba, ludzie myślą że jestem w porządku, to chyba powinno wystarczyć. Dzięki Ci Panie, że ciągle je zdejmuję. Obym nigdy nie przestała.